niedziela, 29 lipca 2012

Witam, dziś o Cannes. Najbardziej znanym mieście na Lazurowym Wybrzeżu.
Jest to zdecydowanie nabardziej wyrafinowany kurort na świecie. Nazywane jest ''Królową wybrzeża'', czy też ''Perłą riwiery''. Wyróżnia się okazałymi hotelami, designerskimi butikami i przepiękną promenadą, ciągnącą się wzdłuż piaszczystej plaży. Najwięcej sławy i blasku przysparza miastu Międzynarodowy Festiwal Filmowy. Prawdziwe serce tej krainy leży jednak nie na malowniczym wybrzeżu, lecz dalej w głębi lądu - śliczne małe miasteczka targowe i stare wioski z domami o barwie miodu, rozrzucone tu i tam w przepięknym krajobarazie lawendy. Współczesne Cannes rozciąga się wzdłóż wspaniałego bulwaru La Croisette, który w konkursie na najbardziej elegancką nadmorską promenadę śmiało rywalicować z nicejską promenade des Anglais. Boulevard de la Croisette z jednej strony obrzeżony jest palmami i olśniewającymi hotelami, a z drugiej zaś strony otwiera się na lazurowe wybrzeże.

Gdzie... się zatrzymać:
Carlton Intercontinental Hotel- legendarny hotel z 338 pokojami.

Hotel Cezanne Cannes- nowoczesny hotel klasy boutique.

Chalet se I'Isere- dwugwiazdkowy hotel znajdujący się 10 minut drogi od pałacu festiwalowego.

Gdzie...zjeść i wypić:
Astoux et Brun- popularne bistro serwujące głównie małże, krewetki, ostrygi i inne owoce morza.

Au Poisson Grille - restauracja w starym porcie specjalizująca się w rybie z rusztu.

Caffe Roma - włoska restauracja znajdująca się na przeciwko pałacu festiwalowego, poleca takie specjały jak ravioli ze szpinakiem i serem, czy cielęcina w sosie cytrynowo - piniolowym. Koniecznie trzeba zostawić sobie miejsce na deser, którym jest przepyszne tiramisu.

Gdzie... na zakupy:
Główne ulice handlowe to rue de Antibes i boulevard de la Croisette.




~Klaudia

piątek, 27 lipca 2012

Pogoda za oknem nieustannie się zmienia. Szczerze mówiąc wolę przejściowe ulewy z piorunami, niż całodzienne upały niemal nie do zniesienia. Klaudia już wróciła, a to oznacza, że możecie szykować się na dużo nowości :).

A już dziś ode mnie dwa przepisy na letnie małe co nieco :DD.

***

Wakacje upływają mi na błogim lenistwie, polegającym głównie na czytaniu książek :). Wczoraj i dzisiaj urozmaiciłam je przygotowaniem przepysznych grzanek, na zrobienie których wpadłam widząc w szafce pieczywo stanowczo nie pierwszej świeżości. "Urozmaiciłam", ponieważ do tej pory stawiałam jedynie na kanapki czy płatki. Aż do wczoraj nie zdawałam sobie sprawy, że zwykłe pomidory mogą tak rewelacyjnie smakować z chrupkim pieczywem, odrobiną oliwy i przypraw. Na takie śniadanie i kolację postawiłam wczoraj, a dzisiaj spróbowałam czegoś mniej wykwintnego. Nigdy wcześniej nie próbowałam jeść jajka sadzonego na kanapce, a tym bardziej na grzance. Takie połączenie zawsze wydawało mi się dziwnie tłuste, niesmaczne. Ale od czego są wakacje - trzeba próbować nowych smaków i inspiracji! Tak więc dzisiaj postanowiłam się przełamać i tego sadzonego jajka na grzance spróbować. I, jak się można było spodziewać - było pyszne! Do tego zachciało mi się zrobić masło czosnkowe, więc smaków, które połączyłam, było bardzo dużo. A co do drugiego przepisu, a właściwie to już trzeciego - przepyszny letni sorbet malinowy, który zrobiłam wczoraj, idealnie pasuje i na okres ulew, i na wielogodzinne upały. Konsystencja i kolor sorbetu wyszły zupełnie przypadkiem, ponieważ pierwotnie miał on być koktajlem. Za to koktajl możecie zrobić, dodają więcej jogurtu naturalnego bądź śmietany czy też maślanki ze wszystkich dostępnych nam teraz owoców - jagód, borówek amerykańskich, bananów oraz z tych już prawie niedostępnych mrożonych truskawek czy też owoców leśnych. Schłodzone są naprawdę świetne!

Śniadaniowe grzanki z masłem czosnkowych, serem żółtym, jajkiem sadzonym i pomidorem. 
Potrzebne nam będą:
- dwie kromki dowolnego chleba,
- łyżka miękkiego masła,
- dwa ząbki czosnku,
- dwa plastry sera żółtego,
- dwa jajka,
- dwa plasterki pomidora,
- odrobina margaryny do smażenia.

Jak to zrobić:
Kromki wkładamy do mocno rozgrzanego piekarnika. Czosnek bardzo drobno kroimy i mieszamy z miękkim masłem. Smażymy jajka sadzone. Kiedy kromki chleba będą już lekko rumiane i chrupiące, wyjmujemy je z piekarnika. Smarujemy je masłem czosnkowym, po czym kładziemy na nie po plastrze sera, jednym jajku oraz plasterku pomidora. Możemy posypać pokrojonym szczypiorkiem. 


Letni sorbet malinowy
Potrzebne nam będą:
- maliny,
- mleko,
- cukier.

Jak to zrobić:
Wszystkie składniki łączymy za pomocą blenderze. Ich proporcja ma odpowiadać naszym oczekiwaniom, więc jeśli chcemy mieć sorbet bardziej rzadki, dodajmy więcej mleka, jeśli bardziej słodki - cukru, a bardziej gęsty - malin. 
Smacznego!


~Ola

czwartek, 26 lipca 2012

Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale już wróciłam i to z głową pełną nowych pomysłów ;) Byłam w najpiękniejszym miejscu na ziemi, gdzie nieustannie świeci słońce, morze jest lazurowe, a powietrze iskrzy się barwami światła. Francja- Lazurowe Wybrzeże.

Perfumy

Kwiaty uczyniły z Grasse międzynarodową stolicę perfumerii. Okoliczne pola wyścielane są dywanami jaśminu, róż i tuberozy, a w powietrzu unosi się ich upojny aromat. Istnieje wiele klasycznych odmian perfum, które zachowały świeżość i cieszą się popularnością do dziś. W 1925r. Coco Chanel wypuściła na rynek perfumy Chanel No 5, które stworzył jeden z czołowych w Grasse. Zapach kojarzony jest niezmiennie z Marylin Monroe.


"Śpię tylko w Chanel No 5''



Lazurowa kuchnia od A do Z

Obiad na Lazurowym Wybrzeżu to zdecydowanie magiczne przeżycie. Ożywione słońcem kolory, kuszące zapachy i mocne, bogate smaki z nad Morza to prawdziwa uczta dla zmysłów.
Specjałem Prowansji są zupy rybne. Głównie bouillabaisse oraz bourride. Na przekąskę doskonale nadają się różnego rodzaju sery. Najbardziej lubianymi potrawami są- petit farcis (farszynki z nadziewanych cukinii, pomidorów i karczochów), boeuf gardian (pikantny gulasz wołowy), oursins (jeżowce), krewetki i małże. Wielkim przysmakiem są oczywiście również oliwki pod różnymi postaciami.


Sztuka i artyści

Francuska Riwiera niezmiennie inspiruje zarówno artystów światowej sławy, jak i tych na początku swej artystycznej drogi, a wszystko za sprawą ciepłego południowego słońca. Artystami, którzy zakochali się w Lazurowym Wybrzeżu są m.in. Van Gogh, Renoir, Matisse i Picasso.


''Kiedy zrozumiałem, że każdego dnia będę widział to samo światło, nie mogłem uwierzyć własnemu szczęściu''.



Festiwale

Święta i festiwale są w znaczym stopniu sposobem życia. Związane są z porą roku, historyczne, religijne, czy świeckie- niemal każda okazja jest dobra!



Lazurowe Wybrzeże to zdecydowanie najpiękniejsze miejsce na ziemi! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę, by móc znów podziwiać tamtejszy zachód słońca.



~ Klaudia

niedziela, 22 lipca 2012

Myślę, że zanim zupełnie przyzwyczaję się do bloggera, minie NAPRAWDĘ sporo czasu. Nie jestem komputerowym mózgiem, ale póki co jakoś mi ta cała zabawa tutaj idzie. Na razie jestem w blogowaniu trochę osamotniona, ponieważ jedna z moich współautorek wyjechała na jakiś czas, jednak to nie oznacza, że będzie tu świecić pustkami! O nie, ja nie zamierzam zaniedbywać naszego bomby cherry :D. Wczoraj było o pieczeniu, dlatego dzisiaj, trochę inaczej - o gotowaniu! 

Każdy z Was z pewnością ma swojego faworyta wśród rosołów. A tak się składa, że to właśnie rosół będzie stanowić podstawę mojego dzisiejszego przepisu, którego wspaniałą posiadaczką stałam się podczas zeszłych wakacji. 
Chociaż w zasadzie wersja z rosołem jest moją... jakby to powiedzieć... wariacją, nie zrażajcie się, ponieważ podam też wersję bezmięsną. (To tak specjalnie dla tych, którzy, tak jak Mia w Pamiętniku Księżniczki są wegetariańskiej natury.) Otóż wszyscy dobrze wiemy, że bulion to podstawa przeważającej części zup, które królują na naszych polskich - i nie tylko - stołach. Ja jednak, aby wszyscy Ci, co tutaj zaglądną i po dziesiątym słowie drugiej części mojej notki zniechęcą się do dalszego czytania, podam także ten oryginalny, jednak jeszcze nie wypróbowany przeze mnie sposób przyrządzenia zupy neapolitańskiej. 
Tak jak już wcześniej napisałam, oryginalny, bezmięsny przepis otrzymałam na minionych wakacjach. Wydał mi się on naprawdę fantastyczny, zważywszy na moje ciche zamiłowanie do serów. Jednak dopiero po powrocie do domu mogłam go spokojnie wypróbować. Wtedy jednak postanowiłam pójść na łatwiznę i wykorzystać resztki obiadu. Wystarczyło do miseczki gorącego rosołu dodać odpowiadającą ilość serka topionego w ulubionym smaku, aby ta zwykła, nudna zupa nabrała zupełnie innego charakteru! Z dodatkiem długiego, zielonego makaronu - to było to, o czym można zamarzyć w długi, ciemny zimowy wieczór. Oczywiście, zamiast serka topionego można dodać też ulubiony rodzaj sera żółtego, który będzie tu równie idealnie pasować. Dlatego, jeśli tylko zostaną Wam resztki po niedzielnym obiadku, bez wahania będziecie wiedzieć, co z nimi zrobić! :D


Zupa serowa, zwana przez niektórych, w tym także przez osobę, od której mam ten przepis, neapolitańską. 
Pyyycha! 
Potrzebne nam będą:
- marchewka,
- pietuszka, 
- por,
- opakowanie ulubionego smaku serka topionego,
- kostka rosołowa,
- długi zielony makaron.

Jak to zrobić:
Marchewkę, pietruszkę i pora myjemy. Odcinamy niepotrzebną końcówkę pora, resztę obieramy. Warzywa gotujemy w garnku do miękkości. Po tym czasie dodajemy kostkę rosołową, czekamy aż się całkowicie rozpuści. Po małych ilościach dodajemy do bulionu serek topiony, sprawdzając, czy ma interesujący nas smak. Cały czas gotując zupę, dodajemy do niej makaron. Gotujemy całość do momentu, aż makaron będzie miękki. Podajemy na gorąco, przelewając do małych miseczek (sądzę, że w małych porcjach smakuje najlepiej :D). Możemy dodać pokrojoną w plasterki ugotowaną marchewkę lub posypać startym żółtym serem. Smacznego! 

~Ola

sobota, 21 lipca 2012

Choć od założenia tego bloga minęło już sporo czasu, to ja właśnie teraz zabieram się do napisania mojej pierwszej notki. Jestem pełna nadziei, że mimo nieciekawego startu ze stroną bloggera wkrótce pojawiać się tu będzie coraz więcej postów, które (oby!) was zaciekawią.
Ja wraz z moimi współautorkami dopiero rozpoczynamy naszą przygodę blogowania. Chciałybyśmy czerpać z tego radość i robić to z przyjemnością oraz myślą, że może ktoś nas przeczyta... Tak więc koniec słów powitalnych. Trzeba zabrać się do roboty i sprawić, aby nasze oczekiwania się spełniły!

                                               ***
Jest już dość późna pora jak na myślenie o jedzeniu. Jednak to właśnie wtedy najczęściej napada mnie ochota na coś małego, szybkiego i smakowitego zarazem. Oczywiście - w większości przypadków po prostu nie chce mi się ruszyć głową i wymyślać przekąski o podanych wyżej cechach, poza tym wiedząc, że może to źle odbić się na mojej wadze.
Dlatego też, aby poćwiczyć swoją silną wolę, której siła przez wakacje stanowczo osłabnie, napiszę dla Was notkę o jedzeniu! A dokładniej mówiąc: o serniku.
Moja przygoda z kuchnią rozpoczęła się stosunkowo niedawno, jeśli spojrzy się na to z mojej strony. No bo rok czasu to naprawdę niewiele, zwłaszcza, ze wciąż uczęszcza się do szkoły. Specjalnie napisałam "z kuchnią" a nie "z gotowaniem" lub "z pieczeniem", bo te dwa przykłady czynności, które można wykonywać w kuchni, są tylko naprawdę dużym skrótem lub jak kto woli - uproszczeniem tej całej mojej przygody.
Nikt, zapewniam Was: NIKT nie wie jak się to wszystko zaczęło. A jest to bardzo prosta historia: przeczytałam książkę, na dodatek wypożyczoną z biblioteki, której główna bohaterka miała zamiłowanie do pieczenia. Jakby tego było mało, całe jej to zamiłowanie rozwijało się z akcją powieści. Rozumiecie - z każdym kolejnym rozdziałem umiała zrobić o ten jeden placek czy tam o ten jeden mus truskawkowy więcej. I to było wspaniałe, zwłaszcza, że wiek bohaterki był zbliżony do mojego! Pomyślałam sobie, że ciekawą, a na dodatek fantastyczną sprawą byłoby doznanie tego niesamowitego uczucia, którym owa bohaterka mogła pochwalić się już w połowie książki - kiedy wyczarowanym ciastem, tortem, plackiem, musem, rogalikiem czy też chlebkiem zachwycali się wszyscy tymi wspaniałościami poczęstowani.
A wracając do tego, czemu tak się uczepiłam tej KUCHNI. Bo przecież, kiedy twoim zainteresowaniem staje się gotowanie i pieczenie, to równocześnie zaczynają cię też obchodzić rzeczy z tym powiązane. Na przykład, robiąc zwyczajne, nudne zakupy w supermarkecie, zupełnie nieświadomie dochodzisz do wniosku, że wyjątkowo długo oglądasz wcześniej nic cię nieobchodzące patery, keksówki, formy na muffinki  czy też zwykłe blachy. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze: że to co lubisz robić dodatkowo cię rozwija. :D

Koniec gadaniny, czas na przepis!
(Z góry przepraszam za tak niegramatyczną formę oraz zagadkowe ilości produktów. Dopiero się uczę!)

Kremowy sernik na zimno z ciemnym spodem z płatków czekoladowych. Mniam!
(na formę keksową)
Potrzebne nam będą:
- płatki czekoladowe (ja użyłam Chocapic);
- lekko roztopione masło;
- opakowanie twarożku półtłustego, tłustego lub chudego;
- opakowanie delikatnego serka waniliowego,
- cukier,
- 1-2 jajka,
- 1-2 żółtka,
- łyżeczka soku z cytryny,
- kilka (naprawdę niewiele!!!) kropel aromatu waniliowego,
- kilka łyżek śmietany 18%.

Jak to zrobić:
Płatki czekoladowe (ich ilość zależy od tego, jak gruby chcemy mieć spód naszego sernika) rozgniatamy do możliwie najkruchszej postaci, po czym łączymy je z roztopionym masłem tak, aby konsystencja była dosyć zwarta. Tak otrzymaną masą wykładamy spód keksówki, która wcześniej została wyłożona papierem do pieczenia. Wstawiamy do lodówki na minimum 30 minut.
Twarożek łączymy z serkiem waniliowym, cukrem oraz jajkami i żółtkami do uzyskania gładkiej masy. Dodajemy sok z cytryny oraz aromat waniliowy (opcjonalnie).
Wyjmujemy keksówkę z lodówki po upływie 30 minut. Wylewamy masę serową na spód i wyrównujemy brzegi łyżką. Spód i boki keksówki bardzo szczelnie owijamy folią aluminiową, najlepiej dwukrotnie, a następnie tak przygotowaną formę wstawiamy do drugiego naczynia, np. do innej blachy, które będzie sięgało naszej keksówce przynajmniej do 1/2 wysokości.
Naczynie z keksówką wkładamy do piekarnika nagrzanego do 170 stopni C, po czym ostrożnie wypełniamy je wodą do 1/3 wysokości keksówki. Pieczemy 50 minut.
Śmietanę 18% mieszamy z cukrem i smarujemy nią upieczony sernik. Wkładamy ciasto z powrotem do piekarnika na 7-10 minut. Po tym czasie wyjmujemy go z piekarnika, czekamy, aż przestygnie i wstawiamy do lodówki na minimum 6 godzin.
Bardzo dobrze smakuje z nutką wiśni, np. z syropem wiśniowym lub konfiturą. Lubię takie połączenia: czekolada, wanilia, wiśnia.
Po prostu BOMBY-CHERRY! :DD


~Ola

niedziela, 8 lipca 2012

Witajcie. Dziś chciałabym napisać Wam o pewnym cudownym miejscu, którym jest Wenecja. Niesamowite miasteczko położone na północy Włoch. Most Westchnień, Plac św. Marka, czy Włoska Synagoga. Z weneckim Mostem Westchnień wiążą się zarówno romantyczne, jak i ponure historie. Legendy głoszą, że zakochani, którzy pocałują się na tym Moście, rychło staną na ślubnym kobiercu. Niestety, przeszłość tego obiektu jest znacznie bardziej smutna... . Niewątpliwie Plac Św. Marka jest najbardziej znanym miejscem w Wenecji. Chociaż znajduje się w najstarszej części miasta, to jednak funkcjonują przy nim nowoczesne centra handlowe, restauracje.To piękne, warte zobaczenia zabytki. Jednak chyba największe wrażenie robi oczywiście panujący tam klimat. Romantyczny pejzaż, refleksje wody i słońca. Nieodłącznym czynnikiem Wenecji, który sprawia, ze jest ona tak wspaniałym miejscem, są oczywiście gondole. Małe łódeczki, które pozwalają nam dostać się na drugą stronę. Wenecja to nie tylko zabytki, ale również przepyszna kuchnia. Zachwyci zwłaszcza miłośników owoców morza - lokalne specjały: kraby w miękkich pancerzach z tutejszej laguny, tłuste barweny czy pasty (makarony) z homarem lub czarną i cierpką w smaku kałamarnicą mogą dostarczyć niezapomnianych wrażeń. ''Najważniejszym'' napojem w Wenecji jest kawa. Gorąca jak i mrożona. Podawana z różnymi dodatkami: cytryną, miętą, wiśniami etc. Warto spróbować tamtejszych soków wyciskanych ze świeżych owoców. Jak widzicie warto odwiedzić to miejsce, chociażby po to aby spróbować Weneckich specjałów ;). W Wenecji można się również świetnie bawić. Znany Karnawał Wenecki dostarczy niezapomnianych wrażeń.


~ Klaudia






poniedziałek, 2 lipca 2012

Witamy wszystkich na naszym blogu bomby-cherry! Pisać będą dla Was Klaudia, Ola i Julia. Mamy nadzieję, że spodoba Wam się tutaj, i że będziecie nas często odwiedzać i komentować. Jeśli macie do nas jakieś pytania, piszcie do nas na adres bomby.cherry@gmail.com, my z chęcią odpiszemy! :D